Dziś dzień jest taki, że odechciewa się wszystkiego już. Rzeczywistość Matki Polki.
Od samego rana jakiś…rozgardiasz.
Ignaca przebierałam 4 razy. I mokro i…treściwie. Jednak też i sukces. Nocnikowe kluski dwie.
Stasiek usypiał na raty. Dziś jest dzień z cyklu: „Noś mnie tylko.”
Budził go jak nie Ignacy, który co chwila paplał, to wiertarka udarowa…
Na razie śpi. Oby jak najdłużej.
Przez takie dni jak dziś doznaję frustracji: mam wrażenie że wszystko spada mi na głowę i że nic się nie da, nic nie zrobię, że tylko jest pod górkę.
Staśka stopa… widać postępy. Naprawdę duże. Ale o tym napiszę za jakiś czas, bo muszę mieć chwilę dłuższą niż… czas na dopicie herbaty ze śniadania.
A tymczasem podelektuję się snem Młodego, zanim Starszy wpadnie na pomysł, by bawić się w strażaka i biegać po domu, wołając „iju, iju!!!”.
Błoga cisza. Śpij…