Standardowo rano zmiana gipsów.
Od kiedyśniej historii z nieobecnością Lekarza, przyjęłam zasadę że „póki go nie zobaczę, to do gipsowni nie idę”.
Dziś byliśmy przed 9:00. Numerek-rejestracja-karta-koniec korytarza.
Przez tłum przebiłam się do pokoju „karmiącego”.
Siedziała tam dziewczyna z synkiem i… szumisiem. Zapytałam czy jest Doktor? Przytaknęła.
– Nie zdejmuję gipsu dopóki go nie zobaczę.-powiedziałam.
– Czemu?-zapytała.
I opowiedziałam jej historię sprzed paru miesięcy w telegraficznym skrócie.
Paweł usiadł przed gipsownią, przeglądał historię choroby.
ŁUP!!! Ta daaaam!!! „Czerwona kartka” dla Rodziców. Bo źli są. Ojjojjoj.
Po pierwszym gipsie Stasia stopa wygląda tak jak tydzień temu. Bynajmniej z zewnątrz. Trochę wysuszyła się skóra. No i tak jak mówiłam tydzień temu: noc była niespana i noszona.
Ciekawe ILE tych gipsów mu założy Lekarz?
Drugi gips też jest duży i ciężki. I naprawdę bardzo ciężko Staśka dźwigać z tym nadbagażem.
Jesteśmy grzeczni i nie fikamy-co tydzień będziemy.
Dziś są moje urodziny.
(grafika w nagłówku pochodzi stąd: OpenEurope)