Nie lubię Chodakowskiej, bo ona zawsze powtarza, że ogranicza nas nasze myślenie i że jak się czegoś chce to można to osiągnąć 😀 Wiadomo, że w drugim człowieku najbardziej denerwuje nas to, czego… sami w sobie nie lubimy. No taki paradoks. Więc przyjrzyj się, ludziu, czego nie lubisz w drugim i poszukaj tego u siebie.
W ten oto sposób, zrodziła się…myśl.

„Once upon a time…far far away…” kiedy jeszcze decydowaliśmy się na leczenie w Wiedniu (w sumie mnie podjęcie decyzji zajęło 10 minut, ale Pan Mąż potrzebował więcej czasu i dowodu w postaci Tadka stóp), a kiedy już mnie ściskało w dołku na myśl o tym pokitranym leczeniu w naszym kraju i kiedy moje obserwacje leczenia i stanu wiedzy o wadzie i leczeniu i szynach i butach stały się dalekosiężne i szerokonośne, narodziła się myśl. Okazało się, że moja myśl udzieliła się Florce jakimś magicznym sposobem. I w ten sposób doszłam do wniosku ja, że skoro ktoś myśli tak samo o tym samym…to musi być to ważne.

Myśl przeszła liczną obróbkę. Zarówno filozoficzną, jak i termiczną i duchową i medyczną i po prostu…kobiecą, aż stała się… czynem.
Zatem… pracuję ja i pracuje ona (ta myśl się znaczy) i jeszcze Florka też pracuje i Pan Mąż i… co najmniej jeszcze 5 osób pracuje by „ta myśl” miała ręce i nogi.

O tym, czym stała się myśl… dowiecie się niebawem. A tymczasem.
Idę dalej drims end work by ta myśl nie była drims i by work była dirms i jeszcze warto kip kalm, bo work zajmuje całe wieczory. I stertę papierów i słów. By ten drims stał się zalążkiem.

P.S
Zalążek pokaże się wkrótce. Dzieli nas parę dni.

Dziś post bez zdjęć. O.

P.S.2
Stasiek z szyną włazi na skrzynię bratową w kolorze piękno-żółtym i na parapet też włazi. Z szyną na nogach. No taka ta szyna utrudniająca życie. No popatrz.

P.S.3
Zdjęcie do nagłówka ukradłam TU