Ilość informacji sprzecznych rozzłościła i mnie i Martę. I Pawła.
Kolega Stasia, Władzio, miał żółtaczkę. Leżał w kaftanie i się grzał.
My mieliśmy wyjść do domu. Niestety, marne nasze nadzieje. Po pobraniu krwi Stachowi okazało się, że CRP ma tendencję rosnącą,a co za tym idzie… nie puszczą nas do domu. Popłakałam się.
„Przecież czeka na nas Ignaś. On czeka na mnie! Chcę wyjść. W domu człowiek goi się lepiej. Chcę wyjść!-krzyczałam wewnątrz. Niestety, mojego krzyku nie słyszał nikt.

Rano badanie krwi zlecone przez neonatologa pokazało tendencję rosnącą.
„Czemu? Podczas porodu pękł pęcherz płodowy. Wyleciała brunatna woda. Chwileczkę potem był Stasiu. Łyknął sobie dwa małe łyczki. I poszybowało CRP. Nie szkodzi. Siarą zwalczy.”-myślałam.
A za chwilę inne myśli zaprzątały mi głowę: „No tak, założył Pan Doktor Stasinkowi longeta i się chłopak przejął, bo to coś nowego i próbuje walczyć.” Zarówno jedna jak i druga odpowiedź była prawdziwa i zadowalająca.
Czekanie. Czekanie. Czekanie.
Władzio dał Marcie popalić. Aż trzeba było ją wyrzucić z pokoju na powolny spacer dookoła patio szpitalnego. A Władzio usnął na moich rękach. Spokój.
Po południu przyszła pielęgniarka znów pobierać krew. Z ręki. Położyłyśmy Stasia na przewijaku, przy okazji trzeba było Towarzysza przewinąć. Ciach trach, cieniuteńka kapilara wylądowała przy Stasia dłoni i krew kapała do niej kropelka po kropelce. I wszystko było by dobrze, gdyby nie fakt, że synuś straszliwie się wiercił, kręcił i kopał… i… HOP-SIUP !!! wczoraj założony podłużnik (longet, półgips, łuska-jak kto woli nazywać) spadł z niewielkiej i krzywej stopy.
I co teraz? Ano nic. Trzeba zgłosić neonatologowi dyżurującemu. Co się tak zresztą stało.
Stanisław został bez łuski. Silny chłopczyk z niego.

longet spadł :)
longet spadł 🙂
przód longeta
przód longeta

longet1

Późnowieczorne wyniki CRP dały wynik stabilny. O 2:00 w nocy młode pielęgniarki zabrały Młodego na kolejne pobranie. Było sennie. I duszno. I boleśnie. Bolało mnie nacięte i zeszyte krocze. Dwa Paracetamole. Spać.