Dziś odwiedziliśmy Florków. Z potrzeby. I ciekawości jak Tadzika stopki.
I by wypytać Kasię o wszystko i by nagadała Panu Mężowi memu i „dobiła targu”.
W międzyczasie, pisząc o szynach derotacyjnych, odkryłam, że Staśka szyna jest…dużo za duża.
A co za tym idzie?
Jest niewygodna.
Kupiliśmy szynę Dobbsa. No Mercedes. W rozmiarze REGULAR a nie SMALL bo „small” wydawała się nam za mała. Kto nam miał powiedzieć o tym, że szynę dobiera lekarz?
Zatem kupiliśmy większą. Okazało się, że jak przymierzyłam ją Staśkowi do ramion, to jest za duża o…prawie 10 cm!!!!!!
SZOK!!!!! 10 cm to jest bardzo dużo. Teraz chyba rozumiem, dlaczego on nie mógł spać z tym w nocy: bo go być może bolało albo biodro albo kolano. Bingo.
Odkrywszy to, usiadłam przerażona, dobita, wściekła. Szerokość (rozstaw) szyny mierzy się od „mid-hell”-środka pięty buta do środka pięty buta. Nasz „specyalista” zmierzył… od śrubki regulującej przesuw do śrubki regulującej przesuw, nie uwzględniając „rotatnika” (to moje określenie, żeby nie było że powszechne) czyli części szyny Dobbsa, która z jednej strony przymocowana jest do poprzeczki i jest ruchoma bo ma sprężyny a z drugiej strony przyczepia się do niej bucik.
Na zdjęciach nie widać tak wielkiej różnicy, bo szyna Dobbsa ma części ruchome i musiałabym ją rozgiąć.
Niemniej jednak…aż nie chce się gadać.
Kasia uśmiała się z odkrycia. I chyba też jej ręce opadły.
No cóż.
Widzieliśmy Tadzia stopy przed leczeniem w Wiedniu i zobaczyliśmy po.
AWSOME! Bardzo duża różnica. We wszystkim.
Już wiemy, że i my pojedziemy. Wypytaliśmy o wszystko.
Na własną rękę zdecydowałam o tym, że od dziś do wizyty, Stasiowi nie założę butów i szyny.
Niech odpocznie.
Byłam pewna, że jak napiszemy do Dr.Radlera, to on będzie chciał założyć gipsy.
Wróciliśmy do domu. Pewni.
Teraz tylko wyrobić synkowi dowód osobisty.
Napisać mail.
I w drogę.