Spięłam pośladki, stanęłam na głowie, przydusiłam Florkę i powiedziałam: odpalamy niebawem.
I choć towarzyszy mi zmęczenie wielkie i swoisty przesyt, to mam wrażenie gdzieś tam głęboko, że to jest właśnie TO!

Ostatnie miesiące…ostatnie? Tak naprawdę miesiące od sierpnia do teraz zajmuje mi ogarnianie wiedzy, konsultacje, szukanie, szperanie, czytanie, pytanie, upierdliwe pytanie i…upierdliwe pytanie i….pytanie i non stop pytanie się o to i owo i owamto.
Jak już odpalimy petardę to wtedy powiem więcej: jak to wyglądało od kuchni i dlaczego tak.

A tymczasem dwa dni dzielą nas od „BUUUUUUMMMMMMMMMMM!!!!”.
Cóż… pewnie znajdą się ci (pewnie niejedni) którzy nas zjedzą. Bo przecież przeskoczyłyśmy (my=ja+Florka) mentalnie tysiące kilometrów. Trudno. Wiem, że to słuszna decyzja i ta konkretna droga, którą iść chcę. I koniec. Bo tak!

Stasiek jest wszędzie. Szyna w wymiarze 18-20/24 h w ogóle mu nie przeszkadza w niczym. Lubi „miśka” bo tak nazywam szynę Mitchella. Traktuje ją jako swojego przyjaciela. On wie, że ten „misiek” prostuje mu klumpfussa i nie ma takich myśli, by go pyrgnąć w kąt. Nawet się nie buntuje, ale pewnie wszystko przed nami.

Ja? Czy ja lubię „miśka”? (myśli)…Tak. Lubię go. Nie tylko na poziomie mojego intelektu, bo mogę sobie na logikę wytłumaczyć, że to jest konieczny element leczenia stopy, ale lubię go sercem i wolą.
Pogodziłam się z tą wadą. Na swój sposób dużo mnie uczy.
I odkryłam dużo, naprawdę dużo pozytywnych rzeczy. W sobie i dookoła siebie.
Teraz pewnie burkną Ci, którzy uważają mnie za „hurrra-optymistkę”. Zgaszę wasze zapędy. Nie. Nie jestem hurra-optymistką, bo wiem, WIEM (naprawdę to wiem) i mam z tyłu głowy bardzo głęboko wyryte, że do końca leczenia zostały mi 4, 5, 6 lat teoretycznie a realnie…do 18 roku życia będę dziecku patrzeć na stopy. I na ręce. Co by na człowieka wyrósł.
Wiem, że podczas tego leczenia, nawet przy moim stawaniu-na-głowie może zdarzyć się nawrót i stopa Staśka wróci do stanu przed leczeniem (no taka to wada, co zrobić :P)…ale wiem też, co wtedy robić. I mój lekarz też wie. I bardzo go za to szanuję. Bo nie pierniczy głupot. I nie stosuje od razu środków tak radykalnych, że po nich nic więcej tylko…amputacja.

Zdjęcie w nagłówku ukradłam SPOD LADY bo lubię ich produkty. O.