W ubiegłym tygodniu szybko, szybko. Nawet bym powiedziała, że ekspresowo.
O 11:30 już wyjeżdżaliśmy do domu.
Nie zrobiłam zdjęć. Nie było takiej opcji. Nie dość, że ruch jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu to jeszcze kręciulaśny Staś utrudnia „dokumentowanie” postępów, a raczej…nie postępów (?) leczenia.
W „karmiącym” pokoju żartujemy z dziewczynami na różne tematy…
Dziś nie było czasu na żarty. Tadzik już pociachany, ścięgno w jednej stopie odpuściło, w drugiej… nie. Na domiar złego spadł mu gips i Kasia zawitała do nas. Za tydzień tenotomię będzie mieć Zuzia. My? Cichosza.
Czas tak szybko płynął, że koło 10:00 wyszystkie dzieci nasze krzywe były pogipsowane i można było chwilkę porozmawiać o sprzęcie ortopedycznym czyli o tym co najbardziej straszy rodziców: szynach. Ja bezpośrednio nie rozmawiałam z nim o tym, bo dziewczyny przede mną już rozeznały teren.
Doktor powiedział im, że nie ma znaczenia jaką szynę sobie kupimy i jakie buty. Od Florki dowiedzieliśmy się, że jak nas stać to możemy sobie i szynę Dobbsa kupić:
„jeśli chcemy i mamy na to kasę to on jest na tak.”
Można zamówić w sklepie w Anglii: C-Pro Direct. Dziś drugiej Kasi potwierdził adres sklepu ortopedycznego.
W gipsowni zapytałam Doktora o ilość gipsów, w które planuje zmieścić Staśka stopę.
„Nie ode mnie to zależy. To zależy od Pani dziecka.”
Y? Ale że niby JAK ma to zależeć od mojego dziecka?
Samo ma sobie stopę wyprostować czy kości ma samo sobie przestawić czy mięśnie zwiotczyć czy co?
No coraz bardziej mnie to miejsce denerwuje, świerzbi i dobija.
Jeszcze powiedzmy, że dziecko samo sobie tenotomię ścięgna Achillesa zrobi. A potem samo zagipsuje. No i samo się w szynę wstawi. I w ogóle samo się.
Ja wiem, że wiele zależy od dziecka a raczej od dziecka wady i od umiejętności lekarza. I to ostatnie powinno być wyznacznikiem dobrego i poprawnego leczenia.
Stopa po 5. gipsie wygląda, wg, mnie, tak samo jak po 2., 3. i 4.
Hm. Ciekawe.
Mam wrażenie, że tak jak ją zostawiliśmy po „nieszczęsnej” rehabilitacji, tak ona cały czas jest bez zmian.

Ufam, że będzie dobrze, choć patrząc na efekty leczenia, nie jestem jednak przekonana. Owszem: Stasia stopa jest naprawdę ładna. Jak na clubfootową stopę jest śliczna wręcz: nie ma powykrzywianych palców ani krzywych, nie jest poskręcana i puchata. Jest piękna.
Stasiek zaczepiał zawzięcie Lekarza, paluszkami łapiąc kieszonkę białego fartucha.
Nawet się Lekarz doń uśmiechnął, mówiąc: „co? Zaczepiasz mnie? Wesoło ci, kolego, co?”
Na dodatek drążąc różne anatomiczno-rehabilitacyjne tematy, dowiedziałam się, że jestem „ciężką mamą pacjenta”-z uśmiechem na twarzy Doktor to powiedział, ale jednak. No tak: trzeba to przyznać, że jestem…dociekliwa i uparta w szukaniu wiedzy.
Rzucił jeszcze, że „najlepiej by było” gdyby Staś dość szybko potem zaczął chodzić, bo będzie sam rehabilitował sobie ścięgno.
Pięknie. Po prostu pięknie.