Mało mnie tu było. Wszystko przez zmęczenie.
Przez niewyspanie i męczarnie wręcz.
No piekło jakieś.
Dziewczyny ostrzegały, że gips to był miód a szyna to jest…Armageddon.
No i jest…

Pierwsze 4 tygodnie za nami. Jak je opisać? Na pewno jednym słowem się nie da. Na pewno.
1. Staśka zdenerwowanie, że musi mieć to na nogach.
2. Moje zdenerwowanie, że on musi mieć to na nogach.
3. Staśka nocne budzenie co 10-15 min. powoduje, że noce to jest wojna. WOJNA.
Niby szyna jest ruchoma, ale jemu jest z tym bardzo niewygodnie.
I w kółeczko: odpinanie-zasypianie-zapinanie-budzenie-wiercenie-odpinanie-zasypianie (najczęściej cycusiane)-zapinanie-budzenie-wiercenie-odpinanie-zasypianie-zapinanie-budzenie-wiercenie-odpinanie-zasypianie-zapinanie-budzenie-wiercenie-odpinanie……………………….
Któregoś razu wybudzałam się ponad 60 razy. Jak to tak ma wyglądać to ja nie wróżę, że dotrwamy do końca.
Nie będę rozpisywać się nad tym, że Stanisław śpiąc robi czasem akrobacje takie, że ja muszę zginać się jak paragraf, kombinując jak się ułożyć, by mu jakoś pomóc w spaniu, co powoduje z kolei że ja nie śpię albo mnie wszystko boli. Nie będę też pisać o tym, że nogi (uda, piszczele) mam usiane siniakami jak majowa łąka mleczami i że wstyd założyć kieckę…

Stopa nie sięga podeszwy i wisi w bucie, choć but nam nie spada (w porównaniu do współtowarzyszy męczarni: Tadzika i Zuzi).
Coraz większe mam wątpliwości czy tak ma być? Z tego, co zdążyłam doczytać nie-po-polsku to buty i szyna mają utrzymywać PRAWIDŁOWĄ korekcję. A  jeśli u nas jej nie ma? A jeśli jej nie ma to wydaje mi się to bez sensu…

Jestem zmęczona. Najzwyczajniej. W dzień jest „jakoś” bo Staś się czymś zajmie, ale noce to jest wielka trudność. Dla mnie, dla Stasia myślę też.
Są chwile i to dość często, że mam ochotę pieprznąć tę szynę daleko, daleko. Z bezsilności. Ze złości. Z poczucia porażki. Już nie wiem JAK to wszystko czasem ogarnąć. Ktoś mi związał głowę tą poprzeczką.