Coraz częściej myślimy o tym, by wrócić do podwarszawskiego leczenia. Najwyżej lekarz nas wyrzuci. Trudno.
Od dłuższego czasu ciężko jest ze Stasiem ćwiczyć, a szczególnie trudno rozciągnąć ścięgno Achillesa.
Ruchliwość i wierciołowatość Młodego też mnie zaskakuje. W tym wypadku zdejmowanie i zakładanie tej szyny wujka Romka jest przygodą: nigdy nie wiesz na co trafisz.

Szyna zrobiła się już też trochę ciasna: nogi rosną, szyna nie: jest nieco przykrótka. I popękana, ale to na szczęście da się naprawić wrzącą wodą.

Ścięgno Achillesa bardzo mocno trzyma i trudno je rozciągać. Nie widać też już tak spektakularnych efektów jeśli chodzi o korygowanie szpotawego ustawienia. Owszem, nie widać też, że się pogarsza.
Na niedawnej wizycie Stasia u ortopedy w LuxMedzie (biodra) znów nasłuchaliśmy się, że „powinniśmy” wrócić, bo tam nam pomogą, bo tam się znają, bo tam to leczą, bo potem to już tylko opercja, bo szkoda stopy, bo…
Myślę, że konsultacja z jakiś innym ortopedą trochę ułatwiłaby nam podjęcie decyzji.
Wujek dał nam numer do swojego znajomego ortopedy. Paweł będzie dzwonił.

Czasem jestem już zmęczona dogłębnie tym wszystkim. Czasem mnie to przerasta. I tacę nadzieję.  Upadam by znów wstać. Iść.
I znów… i znów… i znów. Walka.