18.11.2015 – jak co tydzień (no prawie), dotarliśmy do szpitala Y koło 08:30.
Zarejestrowałam Stasia czytaj: wyciągnęłam kartę.
Idąc do gipsowni, minęliśmy Doktora.
I jak się okazało… to był pierwszy i ostatni raz jak go we środę widzieliśmy…
Jak przeważnie, poszliśmy do gipsowni zdjąć opatrunek ze staśkowej nogi, po czym rutynowe czynności: mycie, obcinanie paznokci, krem. Po 15 minutach byliśmy znów gotowi do zakładania gipsu.
Zapakował Paweł Staśka na ramię i ruszył do Pana Janka, jednak pacjent w gipsowni zatrzymał go na zewnątrz. No nic. Czekamy. Po 10 minutach drzwi gipsowni otworzyły się i Staś mógł „zająć” miejsce na kozetce. Ja zostałam w pokoiku, sprzątając bałagan pohigieniczny.
Po chwili wraca Paweł… Mina jego co najmniej zdziwiona.
– Nie ma X.
– Jak to nie ma? Przecież szedł.
– No nie ma. I nie będzie.
– Co ??? Jak to nie będzie?
– Podobno ma wykłady i pojechał i już nie wróci.
– Co ??? To żart jakiś jest?
– No nie.
„Zdenerwowałam się” to mało powiedziane.
– I kto założy gips teraz?
– Nie wiem – rzekł Paweł.
Niestety, prawdą okazało się, że Lekarz poszedł i nie wróci. Pojechał na wykłady jakieś. To jest jakaś… abstrakcja i żart. Przecież byliśmy wcześniej, babka w rejestracji wiedziała, że on wychodzi a mimo to zaklepała Staśka, a idąc do gipsowni minęliśmy się z nim…
Pan Janek interweniował u Doktora Z…. kilkukrotnie.
Skończyło się to tak, że Doktor zagipsował Stasia po 15:00, tłumacząc przy gipsowaniu między wierszami, że on nie do końca wie, czy ten gips zakłada… dobrze.

Wtedy stwierdziłam, że jestem tu po raz ostatni. To są jakieś kpiny chyba. I żarty. Nie ze mnie, bo ja sobie z tym, jako Rodzic poradzę, ale małe dziecko… no nie wiem. Dobrze, że Staś tak mały jest jeszcze i nie do końca rozkminia sytuację.

2015.11.18-1

noga po drugim gipsie…

2015.11.18-2

jakaś taka dziwnie pałąkowata łydka i stopa obkręcona. Mnie to dziwi…

2015.11.18-3

zdjęcie robione telefonem w ciemnym miejscu, stąd jakość pierwsza klasa 🙂 Stopa niczego sobie… 😀

19.11.2015 r. rano gips spadł ze Staśka nogi. Wystarczyły dwa mocne kopniaki. I co teraz? Hm…
Teraz będzie wujek Romek chyba. Jest bynajmniej okazja do pokazania mu stopy. Może on coś zaradzi?

2015.11.18-4

No tak. Jakoś nie przekonuje mnie to leczenie w tym miejscu. A ta sytuacja z środy jeszcze to podbiła.
Dlaczego w placówkach prywatnych nie ma takiego bałaganu jak w NFZ’owskich?
No wiadomo, że o pieniądze chodzi. Ale czy pieniądze wyręczają myślenie? No raczej nie powinny. Bo o organizację pracy całej tu chodzi. O pomyślenie czasem i trochę więcej życzliwości.
No bynajmniej takie moje podejście.

Nic to. Do przodu. Choć stopa mi się nie podoba za bardzo, bo jakaś taka… No ale może tak ma być?
W poniedziałek podjedzie wujek Romek to może obejrzy i coś wymyśli. Bo i tak nas wujkiem Romkiem będą nękać w rodzinie… aż nie zobaczy.