Kasia postanowiła pisać o Tadziku.
A ja? Ja pisałam do szuflady, myśląc, że to „tylko takie moje”.
Taki rodzaj uwolnienia od ciężaru.
Od niesienia problemu samemu.
Ale coś we mnie pękło dziś.
I przelała mi się chyba czara goryczy.
Nie ma wiedzy w Polsce. Ani wśród rodziców ani…lekarzy. Napiontek wiosny nie czyni. Nie mam pewności, gdzie on leczył się metody. Nieufnie podchodzę do każdego „specyalisty” w tej dziedzinie w naszym kraju, chociażby fejsbuk go niemalże kanonizował.
Sama wiem już i myślę, że my wszystkie wiemy, że z bardzo dużym dystansem trzeba to leczenie „objąć”.
Zamknąć rozdział.
Amen.
Choć żal zostanie. Bo straciło się czas.
Będę pisać.
Wypchnę wszelkie zaległe posty, których jest ponad 50 pewnie.
I coś razem zrobimy WSZYSCY.
By było lepiej.
ZAPRASZAM DO TADZIKA. I do poczytania.
TupTupTadzia
(zdjęcie w nagłówku stąd: HDWallPapers)