Dziś byliśmy na konsultacji u ortopedy. To już trzeci.
Dziś już wiemy, że musimy rozstać się z wujkiem Romkiem na jakiś czas. To będzie trudne, bo wujek jest specyficzny.
Ale trzeba iść którąś drogą.
Jedną.
Zmagam się od dłuższego czasu z dwoma skrajnymi teoriami: metoda Ponsetiego a rehabilitacja.
Pierwsza jest stosowana z powodzeniem w leczeniu wrodzonej stopy końsko-szpotawej. Jest stosowana z dobrym skutkiem i ma dużo klinicznych „potwierdzeń” wśród metod nieoperacyjnych. Przynosi efekty szybko.
Ale przerażają mnie te gipsy i ich niebadany wpływ na ruchliwość dziecka i rozwój neurologiczny i motoryczny, bo tego nikt nie badał pod tym kątem. No i przeraża mnie ta szyna, którą dzieci potem muszą nosić. Brrr…
Rehabilitacja zaś zmieniła się od czasów Ponsetiego szalenie. Jej założenia są mi bliższe. Najbliższe Barbary Zukunft-Huber i jej trójpłaszczyznowa terapia manualna wad stóp u dzieci oparta na neurologicznych podstawach. I której w Polsce chyba nikt nie robi albo niewielu.
Kłócę się wewnętrznie.
Doktor obejrzał dziś Stasia. Nawet ścięgno Achillesa obejrzał w obrazie USG. Stopa jest ładna, nie jest atypowa. Ścięgno jest zdrowe, prawidłowo zbudowane, tylko krótkie. Można je rechabilitować bardzo długo osiągając efekt taki jak po zastosowaniu leczenia metodą Ponsetiego.
„Na Pałac Kultury można wchodzić dwoma drogami: albo windą albo schodami. Efekt będzie taki sam: widok z pałacu, ale droga nieporównywalna.”
No tak. Dało mi to do myślenia i przekonało mnie to do powrotu do Doktora X.
Możemy się trudzić wchodząc schodami na taras Pałacu Kultury, męcząc się przy tym i tracąc czas. A możemy wjechać, oszczędzając energię na inne rzeczy.
Rehabilitacja i ćwiczenia i pomoc wujka będzie potrzebna na pewno i nie raz… jesteśmy tego pewni.
A teraz? Teraz leci czas. Szkoda go marnować…